Kaled robi pierwszy krok, a Turek nie odpowiada na list. Coraz większe problemy ze zdrowiem Giuliany.
19.03.2001 – poniedziałek
Co się ze mną dzieje? Przecież moja młodość już nie wróci. Już nie będzie sprężystych, małych piersi, gładkiego ciała bez fałdki tłuszczu i bez zmarszczek… Już nie będzie!
Kaled mnie pragnie, a ja zapominam się przy nim coraz bardziej. Nie chciałam go nawet dotknąć, ale to pragnienie spełnienia jest ode mnie silniejsze...
Czekał na mnie, a ja podeszłam i z całej siły przytuliłam się do jego piersi.
- Dobrze samej? - spytał.
- Nie, niedobrze - powiedziałam.
Bierze moją rękę i prowadzi tam... Czuję w dłoni jego twardą męskość...
- Nie! Nie! Nie!- krzyknęłam i odepchnęłam go od siebie.
Wychodzi z mieszkania smutny, z pochyloną głową.
- Zobaczymy się pojutrze - powiedział.
No i po co mi to? Jednak i tak stanie się tylko to, co stać się musi.
20.03.2001 – wtorek
Przed chwilą wrzuciłam list do skrzynki. Diego dostanie go jutro. Podałam mu adres Giuliany i numer telefonu domowego. Co będzie? Napisze do mnie? Znowu wkładam swój los w dłonie przeznaczenia. Już nic więcej nie mogę zrobić.
Dzisiaj pierwszy dzień wiosny. Jest tak cieplutko, rozwijają się już pierwsze, zielone listeczki na drzewach... a w przydomowych ogródkach rozpostarły się różnokolorowe dywany kwitnących tulipanów i żonkili... Co mi przyniesiesz w darze, piękna dziewico?
Z moją podopieczną mam coraz większe kłopoty. Teraz nie chce wstawać z łóżka i stać, kiedy zmieniam jej pannolini (pieluchy). Przewraca się, a ja nie mam siły jej dźwigać, bo jest bardzo ciężka mimo, że chuda i niska. Prawie nic nie je. Bolą mnie plecy, ramiona i jestem zmęczona.
Dałam sobie słowo, że będę unikać Kaleda. To, co się stało... właściwie nic się nie stało… nie daje mi „zielonego światła” na to, by iść z nim do łóżka. Nie chcę i nie pójdę! Znam siebie! Nie zaangażuję się w związek bez przyszłości i nie chcę cierpieć. Stop! Dla miłości, dla płaczu, dla cierpienia… Stop! Nie pragnę seksu, bo nauczyłam się żyć bez tej wielkiej przyjemności całe wieki temu. Dobrze mi jest i dobrze mi tak!
21.03.2001 - środa
Wszystko toczy się tak, jak myślałam. Nici z Kaleda, nici z Diego. Ten pierwszy szybko zrobił opatrunki i wybiegł, cmokając mnie w policzek. Ten drugi nie dzwoni, nie odzywa się, chociaż na pewno już dostał mój list. No cóż, ciągle mam pod górkę. Widać samotność jest dla mnie najlepszym, najkorzystniejszym z rozwiązań. Czyżby? Czuję wewnętrzną pustkę. Żałuję, że wysłałam list do tego Turka, bo znowu będę czekać i cierpieć, czekać i cierpieć... Jestem głupia! Mleko już dawno się rozlało, a ja wciąż usiłuję je zebrać. Ach ty, naiwna istoto! No cóż, przynajmniej spróbowałam.
23.03.2001 – piątek
Zaraz po wejściu do mieszkania złapał mnie wpół, przyciągnął do siebie i zaczął całować! Wyrwałam się. Nic z tego, Kaled! Nic z tego! Później stał i czekał na mnie przy drzwiach, ale ja do niego nie podeszłam. Dotrzymuję danego samej sobie słowa.
Przeczytaj poprzednie odcinki Pamiętnika
24.03.2001 – sobota
Jest 1:50 w nocy, a ja nie śpię. Przed chwilą byłam u Giuliany. Jest cała mokra, chociaż okryłam ją tylko cienkim kocem. Szkoda mi jej, bo bardzo cierpi. Głaskałam ją po głowie tak długo, aż usnęła. Za oknem budzą się ptaki i cudownie śpiewają. Lubię to miejsce tak bardzo, że aż chce mi się płakać na samą myśl o tym, że kiedyś będę musiała stąd odejść.
Zadzwoniła Asia. Powiedziała, że w Polsce zima, sypie gęsty śnieg, zaspy... A tu jest ze 30 C° w słońcu. Wiosna!
Przyszła rehabilitantka do Babki i prawdopodobnie będzie jej robić gimnastykę. Nareszcie! Zobaczyła, jak muszę się męczyć z jej ubieraniem, myciem, karmieniem i aż kręciła głową z niedowierzaniem, że daję sobie radę, że Giuliana czysta, a w domu porządek. - Ależ twarde ma mięśnie - mówiła, gdy nie mogła postawić jej w pionie.
Dzisiaj wieczorem poproszę Martinę, by Babka jutro została w domu i nie jechała na obiad do L., bo taki wyjazd jest dla niej zbyt męczący.
25.03.2001 – niedziela
Zostałyśmy z Giulianą w domu. Mam coraz większe trudności z jej ubieraniem. Chyba w ogóle mam pecha! W chwili, gdy zmieniałam jej panolini, a ona stała na nogach trzymając się kaloryfera, ktoś zadzwonił do drzwi. - Stój! - powiedziałam i czym prędzej pobiegłam otworzyć.
To dzieci roznosiły święte obrazki. W chwili, gdy zamykałam drzwi, usłyszałam straszny huk! To Babka puściła się kaloryfera i z wielkim grzmotem wpadła w miednicę z wodą. Wystraszyłam się nie na żarty! Płakałyśmy obie. Giuliana z bólu, bo rąbnęła głową w żelazną poręcz łóżka, a ja ze strachu i zarazem z radości, że ten upadek nie skończył się ani złamaniem, ani też czymś znacznie gorszym. Wieczorem przyjechała Martina i sama zobaczyła, jak ciężko muszę pracować. Współczuje mi, ale co mi po tym? Siły mi to nie doda, zapału też nie.
26.03.2001- poniedziałek
Czuję się jakoś tak nieswojo i głupio mi jest, bo zachowałam się dzisiaj nieładnie wobec Kaleda. Rano wyszłam z domu wynieść śmieci, a on w tym czasie przyjechał. Wracam i już z daleka spostrzegam, że zaniepokojony pyta o coś sąsiadkę, a ta ręką pokazuje mu, że już idę. Widzę ulgę i złość na jego twarzy. Patrzy na mnie tak, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy.
- Byłam na spacerze - zakomunikowałam. Nie przeprosiłam go, a przecież powinnam.
- Bałem się - odparł Kaled.
Nie odpowiedziałam nic. Nie rozmawialiśmy ze sobą w czasie, gdy robił opatrunki. Nawet na mnie nie spojrzał. Długo mył ręce, a ja nie wychodziłam z saloniku. W końcu przecież musiałam, gdy brał torbę i powiedział „Arrivederci”. Zatrzymał się wówczas i zapytał: – Jak sobie radzisz?
- Nie radzę sobie, wciąż jestem zmęczona. Jeśli rehabilitacja nie pomoże, zrezygnuję z tej pracy.
Próbował mnie pocieszyć, a w jego zachowaniu wyczułam, że chciał mnie przytulić, bo podszedł do mnie blisko. Ja, pamiętając to, co zaszło kilka dni wcześniej, wzięłam go za rękę i poprowadziłam do drzwi.
- Ciao - powiedziałam.
Wyszedł bez słowa. Brzydko postąpiłam. Nie powinnam wciągać go w swoje sprawy i… przecież nic złego nie zrobił mi ten chłopak, który przecież nie jest ślepy, widzi moją samotność i moją męczarnię z Giulianą.
Nici z rehabilitacji Babki. Wieczorem dzwoniła Martina i powiadomiła mnie, że doktor nie chce wypisać zlecenia. Dlaczego żałują pieniędzy na prywatną rehabilitantkę? – pomyślałam zdumiona - Oszczędzają na mnie 200 tysięcy lirów miesięcznie (zarabiam mniej, niż Dominika) i tyle chyba by wystarczyło na jej opłacenie. Mój Boże, co to będzie? Ciągle bolą mnie ramiona i krzyż od jej dźwigania. Jak ja sobie poradzę?
28.03.2001 – środa
Późno, bo po 13.00, przyjechał Kaled.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak. Jest coraz lepiej - odpowiedziałam.
Nie patrzył na mnie, nie odzywał się już więcej. Gdy wypełniał formularz, podeszłam do niego, objęłam w pasie i przytuliłam się do jego pleców...
- Przepraszam – powiedziałam ściszonym głosem.
- Za co? – spytał.
- Ja wiem i ty wiesz, przepraszam - odparłam.
- Naprawdę nie wiem o co ci chodzi – odpowiedział zdziwiony.
Mocno pocałowałam go w policzki, ale zauważyłam w tym momencie, że on nie garnie się do mnie, nie dotyka.
- Raz jeszcze przepraszam – powiedziałam i poszłam w stronę saloniku.
Kaled już był ubrany do wyjścia, ale wszedł do pokoju za mną.
- Wkrótce pojedziesz do Polski, do rodziny, do mamy – powiedział cichym głosem.
- Tak – odpowiedziałam krótko.
- Ciao! – odrzekł i odszedł. Nie poszłam za nim, sam zamknął drzwi.
30.03.2001- piątek
Martwię się o Babkę coraz bardziej, bo nic nie chce jeść. Schudła bardzo, nie ma w ogóle siły, w niczym mi nie pomaga, przez co jest niemrawa i ciężka jak dwa worki kartofli.
Kaled nie przyjechał dzisiaj. Przyznaję, że na niego czekałam. Durna jestem i już! Wciąż na kogoś, albo na coś, czekam. Swędzi mnie raz prawa, raz lewa ręka, piecze lewe ucho, a na języku wyskoczył mi pypeć! Ktoś mi obrabia d..., ktoś o mnie musi gadać, czuję to.
Siedzę, czekam i myślę o tym, że… wszystko w moim życiu ma jakiś cel, wszystko jest ważne, nawet to, że spotkałam na swej drodze Kaleda, dużo młodszego mężczyznę, któremu po prostu się podobam. Właściwie to nigdy nie lubiłam siebie i nie akceptowałam swego ciała. Wciąż mi się wydawało, że inne są ode mnie ładniejsze, zgrabniejsze, mądrzejsze i nie wierzyłam w to, że mogę być w czyimś typie, że mogę się podobać... A Kaled... jest zesłanym mi przez los lekarstwem na niespełnioną miłość do Diego. Jest balsamem na moje zranione serce i urażoną ambicję. Czy ja naprawdę kocham Diego? W dalszym ciągu nie jestem pewna, czy to czasami nie jest po prostu chęć odegrania się za to, że tak podle ze mną postąpił. Świadomie chcę, by wrócił do mnie na kolanach, a ja wtedy mu powiem „Won! Paszoł won!”. Ale on do mnie nie wróci. Zbyt wiele miałam wyobrażeń, marzeń i projektów z nim związanych i jestem zła, rozczarowana tym, że się one nigdy nie spełnią.Miłość nie może być ślepa, a ja chyba jednak mam „kurzą ślepotę” i nie mam krzty ambicji. Przypuśćmy, że wrócił i jesteśmy razem ….. I co ja bym z nim robiła?
31.03.2001 - sobota
Już po 11.00, a Kaleda nie ma. Co się stało? Zaczynam się niepokoić, bo może zrezygnował i już nie będzie przyjeżdżał do Giuliany z mojej winy? Zawsze punktualny, obowiązkowy, systematyczny... Przyjechał! Zauważył, że odetchnęłam z ulgą.
- Co się stało? – spytał.
- Bałam się... – odpowiedziałam.
- Czego? – odrzekł.
- O ciebie! – krzyknęłam.
- Przecież zawsze przyjeżdżam, nie musisz się bać – uspokoił mnie.
Zachowujemy się teraz tak, jakby nigdy nic się między nami nie zdarzyło, a przecież, tak naprawdę, oboje siebie pragniemy. Nie patrzymy sobie w oczy. Spięci i sztuczni nie jesteśmy sobą.
Przywieźli dla Babki specjalne łóżko. Całe popołudnie miałam kupę roboty, pranie, sprzątanie, robiłam wszystko naraz! Lubię mieć konkretne zajęcia, bo wtedy nie przychodzą mi do głowy kudłate myśli.
1.04.2001 - niedziela
Dzisiejszej nocy śniła mi się wojna. Dobrze pamiętam jedynie zestrzelony samolot i siedzącego w nim pilota. Spadali na ziemię, samolot był w ogniu i ciągnął za sobą smugę czarnego dymu.
Wszystko wydaje mi się snem! Dziwna ta niedziela, taka zimna i obca. Wyszłam trochę na dwór pooddychać świeżym powietrzem. Długo patrzyłam na T. i znowu wróciły wspomnienia i znowu tęsknię za Diego. Nie chcę tego, ale wewnątrz słyszę jakieś nawoływania, by o nim myśleć. Pytam siebie samą dlaczego nie tęsknię tak bardzo za rodziną, za domem, tylko właśnie za Diego i za T.? Pokręcona romantyczka jestem i tyle!
Jest już po 22.00. Wyniosłam śmieci i znowu długo patrzyłam na T. i znowu, jak w T. liczyłam światła na autostradzie – zawsze było ich 13 i 8. Nie będę się oszukiwać – kocham tego Turka. Co mnie tak ciągnie do niego? Teraz wiem, że nikt nie jest w stanie mi go zastąpić, nawet o wiele, wiele ładniejszy i przystojniejszy od niego Kaled.
4.04.2001 - środa
Kaled przyjechał z żoną! W pierwszej chwili jej nie poznałam myśląc, że to fizjoterapeutka do Babki. Po co ona z nim jeździ ? Pilnuje go, czy co? A może Kaled jej wszystko opowiedział? Nie, to chyba niemożliwe, by świadomie krzywdził swoją małżonkę, która jest w ciąży! Jak to dobrze, że do niczego między nami nie doszło, bo mogłam szczerze patrzeć w oczy tej kobiecie. Kaled robił opatrunki, a my sobie rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.
Za długo siedzę w domu. Już od miesiąca nigdzie nie wychodziłam. Nawet ja, taka ciężka domatorka, mam już dość tej ciągłej samotności. Moje myśli o Diego są dzisiaj obsesyjnie natarczywe. Coś, wewnątrz, wręcz nakazuje mi ciągle o nim myśleć. Prześladuje mnie pewność, że wróci do mnie, że za mną tęskni. Może to chwilowe, może jutro zmieni zdanie, ale dzisiaj... dzisiaj chce, bym była przy nim.
6.042001 - piątek
Załatwili jednak fizjoterapeutkę i dzisiaj miałyśmy jej pierwszą wizytę. Babka nie chce chodzić i ma niesamowicie twarde mięśnie. Jest mi tak ciężko, że z trudem tutaj wytrzymuję. Ni krzty pociechy, ni krzty radości. W tą niedzielę pewnie znowu zostaniemy w domu, bo nie je i po co jej ten rodzinny obiad w L.? Leży teraz w łóżku z głową zadartą do góry, tak ją dziwnie wykrzywiło. Boję się!
CDN